Silniejsza zaczynam tydzień trzeci (15.dzień na Malcie)



Dopadł mnie lekki kryzys fizyczny, ale pozytywne myślenie nie opuszcza. Nie daję mu zwiać. Spałam 8 godzin. W moim przypadku to bardzo dużo. Magda miała zmianę, kiedy kładłam się do łóżka. Powinna więc przyjść po północy. Budzę się rano, zaczynam szykować do pracy, a tu… puste łóżko – Madzi ani śladu!
Przestraszyłam się. Od razu milion koszmarnych myśli… Co się stało?! 
Zaczęłam tworzyć jakieś tragiczne scenariusze, ponieważ wczoraj w robocie miałam do czynienia z nowym napływem  chamstwa i prostactwa (przyjechali nowi goście hotelowi – wiek mniej więcej 17-18 lat – cel wakacji: picie na umór). Stwierdziłam, że coś się mogło dziać w pubie (noc – pijani goście awanturnicy, zaczepki, młoda ładna dziewczyna za barem…) – sami się domyślacie…
Czytaj więcej >

Pękły dwa tygodnie! 14 dni za mną



Dzisiaj to słońce rozpieszcza Maltę. Temperatura szybuje w górę. Jestem w pracy od 9 do 17:30, więc nie czuję temperatury otoczenia, ponieważ towarzyszy mi znienawidzona klimatyzacja. Pomyślicie, że zwariowałam, ale lepszy skwar niżeli śmierdzące powietrze z milionami zarazków niszczące moje zatoki. Musiałam wyskoczyć na chwilę z baru przy basenie po duże kubki do piwa. Zabrałam klucze od  kasy i zostawiłam karteczkę nabazgraną ręcznie: ‘BE RIGHT BACK‘ dla klientów. Wybiegłam na ulicę i… BUCH! Upalny wstrząs. 

Już wiedziałam, dlaczego dziś zasuwam przy nalewaniu drinków i przy lodach tak, że bardziej się nie da. Kolejka nie kończy się, mimo że nabrałam już nieco wprawy i ulepszyłam logistykę przygotowania drinków. Kręgosłup mi pęka od nakładania lodów z wielkiej zamrażary – nie wiem, ile dziś gałek wydałam – straciłam rachubę. Piwo nalewam non stop i tylko czekam na ten moment, kiedy kończy się zawartość beczki i piana wylewa się przy klientach na moją białą koszulę. BOSKO. Z uśmiechem lecę na zaplecze tłumacząc gościom, że muszę zmienić zbiornik. 
Czytaj więcej >

Drugi tydzień na Malcie. "13" - COŚ jest w tej liczbie...



Dzisiaj niestety mało pozytywnie. Dlatego ten wpis będzie ku przestrodze, a właściwie – ku kilku przestrogom. Świadomość tego, że mój blog ma status publiczny, każe mi pamiętać, że wszystko, co tu napiszę, każdy może przeczytać. Oznacza to, że mogę się narazić, ale… mam to gdzieś. 
Napiszę prawdę. A jeśli za prawdę mam odpowiadać, to będę. 
A to prywatna reklama książki, która dała mi kopa. I daje nieustannie. Brakuje mi jej tutaj (i pozaznaczanych w niej cytatów).
Sobotni relaks i błogie chwile wolności od serwowania drinków i lodów nieoczekiwanie zakłóciło kilka mroczniejszych stron maltańskiej rzeczywistości. To, że jestem w pięknym miejscu, wcale nie oznacza, że pobyt to jakaś jedna wielka sielanka. Są problemy. Są też rzeczy denerwująca, smutne i żałosne do granic. Nie brakuje uczuć "mało przyjemnych" – zażenowania, wstydu i złości.
Czytaj więcej >

Tydzień II - to już 12 dzień maltańskiej przygody!

Czym się różni polska plaża od maltańskiej? :)
Wczoraj się przekonałam. To jednak dopiero moje pierwsze spotkanie z kąpielą słoneczną i wodną na Malcie, więc nie wiele mogę jeszcze się powymądrzać w tej kwestii. Jednak... kilka obserwacji jest jak najbardziej wskazanych.

Czytaj więcej >

Wolneee! Tydzień II - dzień 11.

Miałam iść po pracy wczoraj prosto do łóżka. MIAŁAM. Nareszcie jednak zaczynam działać nie wedle ściśle ustalonego planu, a po prostu - chwilą. Bieżącymi wydarzeniami. Zdrowy spontan.
Kolega z pracy - Robert (już pisałam - "mój człek" :-), kazał mi przyjść do pubu po pracy, bo niby miał mi coś ważnego do przekazania. Nie mogłam za nic wydusić od niego, o co chodzi.
No więc poszłam... niby na chwilę.

Czytaj więcej >

Drugi tydzień na Malcie - dyszka za mną :-)



Liczę właśnie pierwsze w życiu napiwki. Niby grosze, ale cieszą jakby to była jakaś fortuna. Wbrew swojemu skąpstwu, postanowiłam je marnotrawić wyłącznie na własne przyjemności. Napiwki przeznaczam na hedonistyczne ciągotki. Z pewnością będą to jakieś lody, lokalny napój Kinnie (który muszę spróbować), wstęp na jakąś wystawę, może bilet do kina (bo mam pod nosem).

 Tak postanowiłam – koniec i KROPKA.
Czytaj więcej >

Tydzień II - dziewiąty dzień na Malcie i trochę prywaty



Wczoraj pisałam o moich prywatnych procedurach antykryzysowych i nie minął cały dzień, a już musiałam je wdrożyć. Dodałam tylko jedną – niebywale istotną. Po pracy byłam padnięta „jak betka” i „wysuszona z tęsknoty za domem na wiór”. Kontynuując te obrazowe porównania, dorzucę jeszcze, że byłam „spocona jak dzika mysz” . Wszystko się skumulowało i wtedy nie trudno o smutki.

ZDECYDOWANIE ZA MAŁO ŚPIĘ. Jak nie pilnuję tego, to od razu wszystko idzie gorzej i źle się czuję. Jak następnym razem nastawię budzik o nieludzkiej porze, proszę – kopnijcie mnie z całej siły w tyłek, bym wróciła do łóżka.
Czytaj więcej >

Dzień 8. na Malcie. Zaczynam nowy tydzień!

Kryzys... wiedziałam, że kiedyś mnie jakiś tam dopadnie. Pełny tydzień minął, nadszedł czas małych podsumowań i tęsknot, które się rozbudziły (jak to przy każdym podsumowaniu).

Czytaj więcej >

Malta - pierwszy mały wypad 20.06.2015 - pierwszy dzień wolny

Postanowiłam po prostu się przejść. Stwierdziłam, że popatrzę, czy będzie wybór jeśli chodzi o powrotne prezenty dla bliskich, pośmigam po plaży, poszukam Kościoła i zapytam o godziny Mszy niedzielnych, pobłąkam się po klimatycznych uliczkach, poobserwuję ludzi, architekturę. Zależało mi też na znalezieniu poczty i rozejrzeniu się za widokówkami.


Czytaj więcej >

Kończę swój pierwszy tydzień! MALTA - 7.dzień



Dwa dni temu obiecałam Mamusi opowiedzieć o mojej piątkowej pracy. Jest jest to opowieść „z przesłaniem”, a ściślej – z morałem. Manager przydzielił mi „do pomocy” Liama. To chłopak, który pracuje tu od dawna, ale kilka dni był chory (tak przynajmniej twierdzi, w co szczerze wątpię – zobaczycie dlaczego :-P ).
Czytaj więcej >

Wolna sobota! Free! Dzień 6.




Sobota. Ależ to smakuje, kiedy się haruje! Właśnie tego mi było trzeba. Nie jakiejś kolejnej „ambitnej” praktyki za darmo za biurkiem. 

Widok z "mojego baru" :-) Tu najczęściej pracuję - przy basenie.
Nie marzyłam o kolejnym wakacyjnym stażu – ludzie, ileż można?! Kiedy sfrustrowana siedzę przed kompem, oczy wysiadają od monitora, a kręgosłup wbija się w krzesło – myślę tylko: PO CO MI TO? Niby czemu mam odwalać za kogoś czarną robotę?! W imię czego? Na poczet „wielkiego doświadczenia” w CV?   Nie rozśmieszajcie mnie.
Wszystkie moje próby odnalezienia siebie potwierdziły coś bardzo ważnego. 
Czytaj więcej >

Malta - dzień 5., no to PIONA!



Wczorajszy dzień rozpoczął się cudownie. Miałam absolutnie genialne nastawienie i humor. Niestety pozwoliłam go sobie zepsuć po pracy. A zapowiadał się takie miły wieczór… Mogłabym się tu wyżalić publicznie, ale… co to da? Nie pomoże, a tylko zaszkodzi. Pozostało mi (jak to mówi Mamusia) „otrzepać się” i do przodu. Podsumuję ten wieczór jedynym zdaniem: NA CHAMSTWO NIE MA RADY – BYŁO, JEST, BĘDZIE I NIC Z TYM NIE ZROBISZ.
Czytaj więcej >

Malta... to już CZTERY dni?! :-)



Co tam w naszych pięknych polskich stronach?
We wszystkim trzeba widzieć te dobre strony? Czytałam kiedyś taką książkę „za młodu” – „Polyanna”. Dziewczynka nawet w najgorszych chwilach potrafiła dostrzec coś dobrego.  Staram się wdrażać ten przesadny optymizm i powiem Wam, co mnie cieszy najbardziej.
Czytaj więcej >

Malta - trzeci LOVELY day :-)

Witka :-)

Zaczynamy nowy dzień. Nie wiem, co dzisiaj jest - wtorek/środa? Mówię serio! Skończyłam pracę (wczoraj/dziś:-P) po 24 i nie mogłam zasnąć, bo (przepraszam za dobitne wyrażenie) nogi włażą mi po prostu w dupę. Mogę przebiec 23 km i nic mnie nie bolą, więc wyobraźcie sobie, ile wczoraj musiałam pokonać, skoro ich nie czuję :-P
Czytaj więcej >

Malta - dzień drugi.



Dziś ciężki dzień w pracy, bo miałam być z moim opiekunem… miałam. Powinien zaprowadzić mnie do innego hotelu, gdzie planowo powinnam pracować za barem od 12-15, następnie od 18-20:30, po czym mam pół godzinki na dojście do mojego hotelu i robotę od 21 do 24 w pubie. Napisał SMS-a, że muszę dojść sama…
No nic. Jak już mówiłam, „trza se radzić”. Wzięłam mapę, popytałam i dotarłam sama. Sama też byłam na placu boju. Teraz mam przerwę do 18, a w sumie do 17:30 bo muszę przecież znowu dojść do innego hotelu… Trochę lipa – wiem, no ale co zrobić. 
Czytaj więcej >

Malta - "dzień" pierwszy



Witamy na Malcie.
No to od początku. Pociągiem na lotnisko do Wrocławia. Podróż całkiem znośna, ale na miejscu było mi strasznie ciężko. Jakby dotarło do mnie, że nie ma odwrotu. Uświadomiłam sobie nagle (wcześniej przez sajgon na uczelni nie było czasu), że zostawiam wszystkich i wszystko. 
Niby to tylko 3 miesiące (a ściślej 91 dni), ale przecież z utęsknieniem czekałam na piękne polskie lato. Przecież „u nas” latem jest cudownie <3 …
Czytaj więcej >

Spieszmy się kochać...

Wbrew przewidywaniom niektórych osób (pozdrawiam Cię, Mamuś :-P ), nie chodziłam dziś w panice z notatkami pod pachą i nie jęczałam "egzamin, egzamin..." Rano bowiem dowiedziałam się o czymś, co mną wstrząsnęło. To zmieniło mój nastrój na cały dzień.

Czytaj więcej >

Tak blisko, a tak daleko...

Tytuł mówi sam za siebie.
I długość dzisiejszego wpisu.
Jedną ręką się pakuję,
w drugiej dzierżę notatki z Teorii komunikowania masowego.
Uczę się i uczę... i uczę... i nic z tego nie wynika.
Powtarzanie nic nie daje.

Wniosek?
Nauka nie wchodzi, bo wyjazd nadchodzi :-P

Czytaj więcej >

Między pakowaniem a egzaminami. Między radością a strachem

Co jest najgorsze przed podróżą? O czym myślę? Czego się boję? Z czego się cieszę? Za czym będę tęsknić? Co przeczuwam? Czego nie warto robić?
Wylot już w niedzielę, a pytań takich mogę mnożyć w nieskończoność. Decyzja podjęta. Bilety kupione. Egzaminy prawie zdane (został jeden - najcięższy kaliber na sobotni poranek :-)
Czas ruszać. Zew przygody mnie wzywa!


Czytaj więcej >