Marzenia trzeba spełniać!
Zrobiłam to! Paragliding! Aaaaa! Najpiękniejsze
doświadczenie w moim życiu. Coś niesamowitego.
Fotoralacja z urzeczywistniania marzeń w doborowym towarzystwie
Sylwii i Pauli oraz przyjaciela Pauli (zarazem naszego „fotografa”).
Wczoraj (5. września) po południu wyruszyłyśmy z Sylwią na
Bugibba Square (gdzie dołączyć miała do nas Paula). Wylądowałyśmy w lodziarni
Con Gusto, gdzie zjadłam pyszny sorbet truskawkowy (gałka 1,50 EURO, ale
ogromna (nakładana szpachelką). Sylwia delektowała się smakiem Rafaello i „FerrerRoche”
(nie pamiętam pisowni).
Było pysznie, ale i tak najlepsze lody, jakie
próbowałam w Bugibbie są w SottoZero dwa kroki dalej od ConGusto (na rogu). Z
pewnością odwiedzę jeszcze SotZero – pyszności.
Co do lotu nad wodą – były pewne drobne kłopoty techniczne i
musiałyśmy czekać pół godziny na właściciela, który po prostu przygotowywał
łódź i sprzęt, ale wszystko sprawnie poszło i koło godziny piątej jechałyśmy
już motorówką z naszym fotografem (normalnie musiałby on zapłacić 5 EURO jako
obserwator, ale pozwolono mu jechać za darmo – „gratis” za nasze oczekiwanie).
Zapłaciłyśmy 90 EURO, czyli po 30 „na główkę” i… było warto! Teraz wiem, że to
śmiesznie niska cena za taaaaaakie przeżycia! Muszę to powtórzyć w innym kraju!
Moja znajoma zrobiła to na przykład w Turcji.
Bardziej przerażająca niż sam lot była jazda łódką, która
musiała się rozpędzić, by „spadochron” pofrunął. To tak jak ze startem samolotu
– musi osiągnąć odpowiednią prędkość, by wzlecieć.
Trzymałam się więc
wszystkiego i zapierałam nogami oraz bacznie chroniłam aparat – mój Nikuś nie
mógł przecież znieść słonej wody! Było
niesamowicie!
Sylwia przeklinała mnie i mówiła, że mnie nienawidzi. Jednak
po „locie” stwierdziła, że jednak mnie kocha. Ja zaś wrzeszczałam, że kocham
życie, kocham świat i nuciłam (a właściwie się darłam) „I believe I can fly. I
believe I can touch the sky…”.
Moment startu i lądowania nie jest specjalnie stresujący.
Nic nie szarpie, nie ciągnie. W górze zaś – pełen relaks. Niczym dryfowanie
wśród chmur.
Widok – niesamowity. Zapierający dech w piersiach. Można uzależnić
się od takiego latania!
Machałam nogami, rękami i żartowałam z dziewczynami –
zero stresu. Nie bałam się ani przez chwilę – serio. Czułam wolność. Że mogę
wszystko.
Teraz – kiedy odważyłam się pokonać lęk wysokości i „wyszłam ze swej skorupki”
– naprawdę nic mnie nie powstrzyma!
Jeśli wahacie się, czy warto – WARTO! Jeśli myślicie, że za
drogo – NIE JEST ZA DROGO JAK NA TAKIE PRZEŻYCIE. To pamiątka w sercu na resztę
życia. Polecam.
Po wylądowaniu zrobiłyśmy sobie pamiątkowe foto z żoną
właściciela, która prowadzi ten biznes z mężem od 23 lat na Malcie. Niebawem
zrobię im porządną reklamę, a tymczasem rekomenduję ich na moim blogu.
Profesjonalizm i wspaniali ludzie. Powiedzieli, że niektórym tak bardzo podoba
się PARAGLIDING, że podczas swojego pobytu na Malcie wracają do nich i lecą nad
wodą kilka razy! Niektórzy codziennie! Sami rozumiecie, że od takich przeżyć
można się uzależnić!
***
Po powrocie do hotelu, Sylwia miała na 18 do pracy.
Obiecałam jej pomóc, gdyż miała sama zmianę w San Antonie do północy. Pomogłam.
Przyniosłam wszystkie kubki, soki, serwowałam za nią, by zjadła kolację i
zmieniałam ją podczas wyjść do ubikacji. Bardzo się zaprzyjaźniłyśmy. Planujemy
wspólny wypad do Barcelony i odwiedziny Pauli.
Mój wspaniały humor popsuł na koniec dnia manager, który
zostawił nowy grafik. Obiecał mi 3 dni wolne przed wylotem – piątek, sobotę i
niedzielę. Obiecał to przy świadkach dwa razy, gdyż pracowałam za niego podczas
mojego dnia wolnego, kiedy ON rzekomo nie mógł. Niestety dał mi tylko wolną
sobotę i niedzielę (dzień wylotu). Postanowiłam, że nie podaruję mu tego!
Tak się
zdenerwowałam, że zrobiłam mu awanturę (wcześniej oczywiście uciekał przede mną
cały wieczór i mnie ignorował) – powiedziałam, że mi obiecał i NIC MNIE NIE
OBCHODZI – w piątek nie przyjdę do pracy i tyle. Tłumaczył się, że nie ma ludzi
do pracy, że robi, co może – powiedziałam – I don’t mind – nie obchodzi mnie
to! Byłam wściekła. Jestem nadal, ale we wtorek dostanę być może ostatni czek
od nowego szefa i mam w nosie wszystko inne.
Strajk – nie przychodzę do roboty
w piątek, bo jak ktoś mi coś obiecuje dwa razy przy świadkach, to albo słowa
dotrzyma, albo ja sama to wyegzekwuję. KROPKA.
Nie dam się!
TO BE CONTINUED…
PS Paragliding – spełniam marzenia, póki czas! Życie jest
piękne.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz