Powtarzam się, ale nie ma nic piękniejszego niżeli spełnianie swych marzeń.
Satysfakcja mieści w sobie moc pozytywnych uczuć i
grozi uzależnieniem. Odważyłam się na wiele rzeczy i czuję, że teraz nic mnie
nie powstrzyma, by realizować konsekwentnie kolejne plany.
A jest ich sporo.
W hotelu widać lekki „schyłek” sezonu. W poniedziałek,
wtorek i czwartek pracuję w Santa Marii od 9-18, zaś w środę w San Anton od
13-15 (przerwa) i od 18-24. Piątek, sobota i niedziela to już przygotowania do
powrotu do domku. Nie dociera do mnie, że minęły 3 miesiące pobytu na Malcie.
To niesamowite.
Nie mogę uwierzyć w to, że praca w barze i życie w hotelu
stało się rutyną, a upał i słońce – czymś oczywistym. Zderzenie z uczelnianą
rzeczywistością i jesienną aurą w Polsce będzie zapewne lekkim wstrząsem.
Czuję się bardzo dziwnie. Totalnie rozdarta. Będę tęsknić za
wieloma rzeczami i samą piękną Maltą. Z drugiej strony tak bardzo pragnę już
przytulić Rodzinkę, że aż serce raduje mi się na widok zdjęć Kasi czy Antosia –
dzieci tak szybko rosną! Niby nie chce mi się ślęczeć nad pracą magisterską,
ale… lubię studiowanie. To przecież nie tylko nauka, ale także poszukiwanie
swej drogi, wspaniali ludzie, odkrycia, poszerzanie horyzontów, dyskusje… Nic tak
nie jednoczy ludzi, jak wspólna niedola, czyli egzaminy, zakuwanie, ściągi –
studenci szyyyyybko się integrują, jeśli „nadają na tych samych falach”.
Nie znoszę siedzenia przed komputerem, ale pocieszam się
tym, że sama wymyśliłam sobie tak (moim zdaniem) interesujący temat, że pisanie
pójdzie bardzo sprawnie. Frajdę sprawia mi samo zbieranie materiałów i
zamierzam też pojechać i przeprowadzić wywiad z prof. Bralczykiem. Jego wykłady
w internecie są inspirujące i przydatne do moich rozważań. Sądzę, że to wielki
autorytet w kwestiach, które będę opisywać. Ponoć wspaniały człowiek – być może
uda mi się go namówić na spotkanie. Pojadę pociągiem i przy okazji zwiedzę
stolicę.
Dziś muszę zadzwonić w sprawie mojej ostatniej wypłaty.
Muszę w tym tygodniu wcześniej dokonać odprawy przez internet. Planuję też od
razu zamówić sobie wizytę u kosmetyczki i fryzjera, bo moje włosy i paznokcie
są w stanie… tragicznym. Mycie tysiąca kieliszków, słona woda w morzu i inne
„atrakcje” nie sprzyjają zbytnio urodzie, ale – „coś za coś”. Nie mogę
narzekać. Podtrzymuję to, co już wielokrotnie napisałam – jest SUPER.
Lepszego scenariusza nie mogłam sobie wymarzyć. Życie pisze
najlepsze.
Wakacje marzeń i szkoła życia oraz – czasami – szkoła
przetrwania – tak mogę powoli podsumować pobyt na Malcie. Jeśli ktoś się waha
czy podjąć podobną decyzję do mojej – warto próbować. Wiadomo, że wszystko
zależy, jak i gdzie się trafi, ale ja jestem pewna, że nic nie dzieje się bez
przyczyny.
Każde doświadczenie, choroba, przeżycia, napotkani ludzie –
absolutnie wszystko ma swój sens i czas – dobre i złe. Co ma być, nie ominie
nas…
***
Zza hotelowych kulis:
W sumie – NUDA. Do miłosnych intryg i telenoweli tak
przywykłam, że naprawdę nie robią już na mnie wrażenia. Jak to mówią: „każdy z
każdym/z każdą” i maltańskie motto, które w wolnym tłumaczeniu oznacza, że to,
co na Malcie – zostaje na Malcie. Hulaj dusza – piekła nie ma. Tyle że… nie dla
mnie. Dla mnie miłość to coś więcej niż przygoda na jedną noc. Nie oceniam
jednak. Nie potępiam. Każdy ma prawo robić to, co mu się żywnie podoba. Tak na
marginesie – w hotelu mnóstwo Włochów, Hiszpanów, więc możecie sobie tylko
wyobrazić, że scenariusz tej jednej wielkiej telenoweli ciągnie się niczym
„Moda na sukces”. Powiem szczerze – śmieszy mnie to i jakoś zbytnio nie
dotyczy. Mimo wszystko dostarcza jednak od czasu rozrywki w postaci gorących
ploteczek pozyskanych od Sylwii.
Plany na ten tydzień?
Przysmażyć się na słońcu, zrobić zakupy, podelektować pięknem Malty.
Na pewno jakaś imprezka pożegnalna (living party). Od Mario
– mojego przyjaciela – dostałam wielką butlę wódki „Smirnoff’a”, więc będzie
jak znalazł na zakończenie pobytu i małego drinka z przyjaciółmi.
Pakowanie będzie najmniej przyjemne – zawsze tego nie znosiłam i nadal nie znoszę. Koniecznie będę też musiała zważyć walizki, by na lotnisku nie dostać zawału. Spoko. Coś tam zorganizuję. [*Oczywiście w hotelu waga stoi, ale nie działa.]
Niby się cieszę, że wracam. Ale już czuję lekkie ukłucie i żal, że przygoda się kończy. Nie byle jaka przygoda. Coś pięknego.
TO BE CONTINUED…
PS Jakieś zamówienia? Coś specjalnego ktoś potrzebuje z
Malty? Jeśli coś małego i kompaktowego – proszę zgłaszać, a poszukam.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz