Ja to mam talent do nieumyślnego pakowania się w kłopoty.
Tym razem zostałam wplątana w aferę miłosną między dwoma „partnerami” tylko
dlatego, że jeden z nich podarował mi w prezencie paczkę ryżu do przyrządzania
w mikrofalówce.
Jako że nie mam mikrofalówki, schowałam paczkę do Santa Marii
do szafki i o niej zapomniałam. Dziś jeden z partnerów przybiegł do mnie do
pracy do The Bugibba Hotel i wypytywał, skąd mam paczkę ryżu w Santa Marii.
Powiedziałam prawdę, że „Pan X” dał mi paczkę ryżu, ponieważ powiedział, że sam
nie może tego jeść (zbyt pikantne).
Że „Pan X” okłamał swego partnera i
powiedział mu, że Barbra sama sobie kupiła ten ryż.
Nie wchodząc w szczegóły –
przez paczkę ryżu i moją szczerość prawdopodobnie dziś rozpadnie się związek
homoseksualistów.
Pozostawię to bez komentarza.
***
Zmieniam szybko temat.
Dziś rozpoczęłam dzień cudownym
spacerkiem na plażę, na której opalałam się ponad dwie godziny w największym
upale. Cud, miód i orzeszki – kocham słońce!
Trochę powoli brązowieję… może coś
z tego będzie przez te 13 dni.
:-D
Do powrotu trzeba się wygrzać za wszystkie czasy
na zapas.
Wzięłam rzeczy na zmianę, więc prosto z plaży poszłam do
pracy. Przebrałam się w toalecie i gotowe. Zamierzam tak robić cały tydzień,
ponieważ tak mam ułożony grafik. Czwartek i sobota należą do mnie! Odpoczynek!
*** Czwartek: lot balonem z Paulą! Recepcjonistka z Hiszpanii,
która wraca do domu 15 września (dwa dni po mnie). Jest cudowna, kochana i
mądra. Szukała kompana do lotu nad wodą i wspólnie się odnalazłyśmy – lot zatem
będzie kosztował mnie 35 EURO zamiast 40, choć i tak z jej urokiem osobistym i
moimi technikami perswazji jestem przekonana, że wynegocjujemy zniżkę o jakieś
5 EURO.
Po locie nad wodą zamierzam z Sylwią i Paulą ruszyć do
centrów handlowych do Sliemy – dzień zakupowy – TO JEST TO, co kobiety kochają!
Nie mogę się doczekać. Muszę tylko obgadać darmowy transport z moim
przyjacielem Mario.
*** Sobota zapewne zostanie mi na wyjazd do Blue Grotto i
wycieczkę po jaskiniach. Mam kartę na darmowe przejazdy komunikacją miejską
(napiwek od gościa hotelowego z Niemiec :-), więc zapowiada się kolejny
wspaniały dzień pełen wrażeń.
Po raz kolejny zostałam okrzyknięta najbardziej
uśmiechniętym pracownikiem.
Goście mówią, że uśmiech nie schodzi mi z twarzy.
A
dlaczego mam być smutna?
Ewentualnie kręgosłup mi łupie, ale w ostateczności
łykam tabletkę i śmigam na pełnych obrotach.
Jest rewelacyjnie:
- spanie za darmo,
- jedzenie za darmo,
- przewaga miłych klientów,
- słońce,
- upał, który tak kocham,
- robię to, co chcę,
- nikt nie wtrąca się w moje życie,
- mam Sylwię i Magdę,
- mam innych przyjaciół,
- szkolę języki,
- poznaję kultury,
- zachwycam się widokami,
- odkrywam świat
Jak to powtarzał mój kolega z pracy, który musiał wrócić do
domu (Mac – czytaj: Mak):
UŚMIECH NIC NIE KOSZTUJE. NIC!
Właśnie mam przerwę do 17. Czeka mnie dziś długa zmiana aż
do północy, ale jakoś to przetrwam. Teraz to „PIKUŚ”.
Nie nadążam jedynie z
praniem moich koszulek do pracy. Mamy tylko dwie, a każdego dnia jest tyle
plam, że szkoda gadać. Limonka i grenadyna są najgorsze (soki do drinków).
T-shirt wygląda już
jak po wojnie, nie mówiąc o tym, jak jest „wymiętolony” – brak żelazka…
doceńcie ludziska, że macie ten wynalazek pod ręką.
TO BE CONTINUED…
PS Koleżanka chce sobie wytatuować piękny cytat:
L’amore e’
liberta non e possesso,
co znaczy w wolnym tłumaczeniu:
Miłość to wolność, a nie
– posiadanie.
*Idealnie pasuje jako podsumowanie miłośnych wyczynów „południowców”
na Malcie,
którzy traktują kobiety jak zabawki.
:-D KROPKA.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz