Dwa dni temu obiecałam Mamusi opowiedzieć o mojej piątkowej
pracy. Jest jest to opowieść „z przesłaniem”, a ściślej – z morałem. Manager
przydzielił mi „do pomocy” Liama. To chłopak, który pracuje tu od dawna, ale
kilka dni był chory (tak przynajmniej twierdzi, w co szczerze wątpię –
zobaczycie dlaczego :-P ).
Jeśli na przykład bar otwieram o 10, to o 9:30 muszę się uwijać z przygotowaniami absolutnie wszystkiego. Od pobrania z recepcji tzw. FLOAT (czyli koperta z kluczami i 50 Euro do wydawania klientom reszty), po przygotowanie wszystkich alkoholi, naczyń, naprawę i sprawdzenie urządzeń, zasilania, sprzętu, pomp, beczek z piwskiem i...
Jeśli na przykład bar otwieram o 10, to o 9:30 muszę się uwijać z przygotowaniami absolutnie wszystkiego. Od pobrania z recepcji tzw. FLOAT (czyli koperta z kluczami i 50 Euro do wydawania klientom reszty), po przygotowanie wszystkich alkoholi, naczyń, naprawę i sprawdzenie urządzeń, zasilania, sprzętu, pomp, beczek z piwskiem i...
łupanie lodu do drinków (co wygląda
komicznie, kiedy próbuję rozłupać górę lodową na „kostki” rzucając workiem o
przedpotopową zamrażarkę)… roboty sporo, ale idzie przywyknąć i zawsze o wszystkim pamiętam.
Pamięć to akurat mam dobrą,
nie ma co.
Kiedy tak w piątek wszystko sobie cudownie przygotowałam,
blaty lśniły czystością, nagle zjawił się… ON. Liam. Huragan, tornado i leń
śmierdzący w jednym. Miał niby mi pomóc, a po 3 minutach modliłam się, by
manager go oddelegował. Dzięki Bogu Liam (czytaj: LIAM) wychodził „coś
załatwić” co 3 minuty, a jak już przychodził, to robił więcej bajzlu niż
pożytku. Kiedy zjawił się Lee (czytaj: Li) [Brytyjczyk, cudowny, kochany
manager-opiekun w jednej osobie], wzięłam go „na stronę” i zbyt wiele nie
musiałam się napocić i tłumaczyć po angielsku, bo Lee od razu wiedział, w czym
rzecz. Dzięki Ci, PANIE! Liam został oddelegowany z dala ode mnie.
Kiedy
pracuję, od razu po sobie sprzątam, by na koniec dnia nie mieć zbyt wiele do
ogarnięcia – logiczne. Jak się okazuje – nie dla wszystkich. Liam to
Maltańczyk, dowiedziałam się, że lenistwo wpisane jest w naturę tej
narodowości. Może nie tyle czyste lenistwo, co „zwis” totalny. Kiedy następuje
zderzenie perfekcjonistki ze „zwisowatym”, możecie tylko sobie wyobrazić tę
eksplozję przeciwieństw. Całe szczęście pięknie ogarnęłam sama cały dzień,
obaliłam 3 beczki piwa, wymyśliłam nowe drinki (między innymi: karaibski :P
Malibu, vodka, Grenadine, pineapple juice and ice). Miałam największy utarg i satysfakcję, że
uwijam się coraz szybciej i goście mnie rozpoznają kłaniając się w pas z
uśmiechem.
Wszystko jest kwestią podejścia! Już wyjaśniam. Kiedy jestem
w Polsce, to szlag mnie trafia, jak obsługa podchodzi do klienta/petenta. Kiedy
kupuję bilet na pociąg, to nie spotkałam jeszcze kogoś, kto by powiedział:
„Dzień dobry”, zaszczycił mnie lekkim uśmiechem i ewentualną wyrozumiałością.
Zamiast tego – co mamy? Jakąś wieczną frustrację w okienku i pretensje, jakbym
była winna, że ktoś musi tam siedzieć i łaskawie dać mi ten bilet.
Brakuje
tylko: „A ty tu czego?” – zamiast – „W czym mogę pomóc”?
Nigdy tego nie
rozumiałam i nie zrozumiem! Zawsze sobie przysięgałam, że kiedy będę pracować
obsługując ludzi, to będę dla nich… CZŁOWIEKIEM!
I tak też czynię. Uśmiech nie schodzi mi z twarzy – i wiecie
co jest najfajniejsze?! Ten uśmiech wraca!
Jak ja do ludzi z sercem, to oni też
do mnie z sercem.
Ja z radością? Oni też z radością.
Nie żałuję, nie skąpię,
nie zrzędzę, zabawiam dzieciaki, nakładam im jak największe gałki lodów
– w
końcu tez byłam dzieckiem!
Pomyślałam, że nudno tak przy basenie bez muzyki, no
to przynoszę do pracy telefon i puszczam wakacyjne hity. Mi nie jest nudno, a
gościom przyjemniej. Podając drinki podryguję w rytmach Boba Marley’a czy Maroon
5 i wszystkim od razu weselej.
Grunt to podejście do człowieka, który nie jest
tylko domagającym się czegoś klientem.
To ktoś, komu miło jest być obsłużonym
przez miłą osobę.
Jeśli chcemy, by coś się zmieniło na świecie – zacznijmy od
siebie. Prosta zasada. Uwielbiam cytat ‘Be the change you want
to see in this world’ [w wolnym tłumaczeniu: Bądź zmianą, którą chcesz ujrzeć
na tym świecie]. Mahatma Gandhi jest wielki <3
No to teraz O INNYCH ZMIANACH. O 360 stopni!
Uwaga! Mam od soboty (od wczoraj) współlokatorkę Magdę z Polski. Wyjechała przez tą samą
agencję, co ja (z tą różnicą, że ją odebrano z lotniska...) . Zaskoczenie totalne, bo miałam pokój sama, a tu przyszło mi
nagle dzielić z obcą osobą. To dla mnie wielkie przeżycie z wielu powodów.
1. W domu mam własny pokój – moją twierdzę, którym nie muszę się dzielić.
2. Cenię sobie prywatność ponad wiele innych
przywilejów i wygód.
3. Lubię pobyć sama.
4. Będą kłopoty, bo mamy jeden klucz (póki co, ale będziemy walczyć z recepcją :) !).
5. Nie przespaceruję się już nago od łóżka do prysznica.
6. Trzeba będzie pogodzić moje wstawanie o 5-6
rano z jej wstawaniem w południe.
7. Boję się, że będziemy miały siebie czasem
dość, bo ponoć grafik będzie ustalany tak, byśmy miały zmiany razem…
Zaczęłam jednak z nią gadać i od razu
złapałyśmy wspólny język (dosłownie i w przenośni
;). Nadajemy na
podobnych falach. Podobne motywacje, co do wyjazdu, podobne zainteresowania,
podobne podejście i spojrzenie na kilka ważnych kwestii. A zatem, może nie
będzie tak źle?
MAGDA. Skończyła właśnie filologię angielską, więc
od razu obiecała mi pomóc i codziennie mnie ćwiczyć i uczyć! R E W E L A C J A
! Widzicie?! Nic nie dzieje się przez przypadek. Na drodze naszego życia stają
nieprzypadkowe osoby w tym, a nie innym konkretnym momencie życia! <3
To
takie niewiarygodne.
Moje życie jest niezwykłe. Same Karaiby to przecież coś,
co nie przytrafia się każdemu.
To spełnienie marzeń, którego niektórzy nigdy
nie zaznają! To, że mogłam przyjechać na Maltę jest także genialne, bo nie
każdy ma taką możliwość (finanse/ sytuacja rodzinna/ zdrowie/ język/
osobowość).
Nie dostrzegałam, jakie moje życie jest piękne. Nie będę ukrywać - sądzę, że miałam depresję.
Nie musiałam jeździć po lekarzach, by to wiedzieć.
To przecież się czuje. Kiedy nie chce się nawet wstać z łóżka i absolutnie nic
nie cieszy. Nie widzi się żadnych perspektyw i żadnego sensu nawet
najdrobniejszej wykonywanej czynności. Nawet ubierać ci się nie chce, bo po co?
Wiedziałam tylko jedno, że jeżeli ja sama sobie z tym nie poradzę ( ZE SOBĄ),
to nikt tego nie zrobi. Powiem krótko. Wyjście z tego bagna zawdzięczam sobie i
mojej Mamie. Tyle w temacie.
La vita è bella! :-D
Wschód słońca w Międzywodziu - majówka 2015. |
To teraz to, na co czekałaś, Mamuś. No i
kilka cudownych moich czytelników, którzy pisali do mnie i wspierają mnie
caaaały czas. Dzięki każdemu z osobna, kto napisał do mnie prywatną wiadomość.
Aż mi serce tańczy z radości, że kogoś obchodzi, co się ze mną tu dzieje. Bez
tego byłoby ciężko.
Dlatego piszę i nie porzucę moich relacji, bo to pozwala mi
oderwać się od tęsknoty i mieć poczucie jakiejś codziennej małej misji –
chociażby zrelacjonowania Wam, jak tu się żyje. Bez ściemy i otwarcie mówiąc o swoich uczuciach.
Przedsmak relacji - plac przy promenadzie (jakieś 15 min ode mnie) |
Do rzeczy. Postanowiłam uczcić dzień święty,
czyli niedzielę i wstawić osobny wpis wieczorem – fotorelację z mojego
pierwszego podboju Malty – spoko, póki co tylko okolic. Mnóstwo zdjęć z
podpisami i przeżyciami. Mam takie życzenie, byście zamiast włączać w niedzielę
ten durnowaty telewizor z wakacyjnymi powtórkami – odpalili kompa i pooglądali
NIESAMOWITY kawałeczek innego świata.
Niebawem lecę na Mszę do Kościoła. O 13
zaczynam zmianę w restauracji, potem od 15 mam przerwę, więc zjem coś na szybko
i Skajpej z Mamusią. O 18 zaczynam pracę do północy. Wszystko wskazuje na to,
że moja relacja pojawi się zatem po 17 na blogu.
Zapraszam serdecznie!
Wszelkie pytania i wiadomości prywatne –
mile widziane.
Mam chwile tęsknoty, ale… to normalka.
Jak to
Mama mówi, po powrocie docenię słodycz naszego domku…
Home, sweet home.
PS Buciku drogi! Ponawiam fanfary zachwytu nad
moim laptopo-tabletem. Powinieneś pracować jako doradca do spraw sprzętu
elektronicznego i zarabiać miliony. Znawca kochany!
Odpukać, mój ASUS sprawuje się jak mój aparat Nikuś (niezawodnie!). Wojtek
Bucikiewicz –szacuneczek Mistrzu.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz