32. dzień pełen miłych niespodzianek (tydzień V)


Kocham dni wolne! W sumie „dla nich” też tutaj jestem.
To czas, kiedy mogę robić, co mi się podoba. Nikt mi nie zrzędzi nad uchem i sama decyduję CO, GDZIE, JAK i PO CO zwiedzam. 
To są właśnie plusy podróżowania samemu. 

Zbieram wszystkie bilety ! Będzie pamiątka! :-D Lepsza niż chiński bubel ze sklepu na rogu :-P
Największą zaletą samotnych wojaży jest wolność wyboru. 
Tylko ode mnie zależy, którą trasę wybiorę i czy zostanę gdzieś dłużej. 
Jestem architektem, przewodnikiem i dowódcą mojej podróży w jednym. 
To jest piękne!

Istotną zaletą – moim zdaniem – okazuje się konieczność radzenia sobie samemu w trudnej sytuacji. Nie łudźmy się – problemów w podróży może być mnóstwo. Spotykam je na każdym kroku. 
Duże i małe zmartwienia. 
A to autobus nie przyjedzie lub się nie zatrzymuje, bo jest przepełniony… 
a to nagle okazuje się, że busik napotyka na remonty drogowe i musi jechać dziwnym objazdem, przez co nie mogę wysiąść tam, gdzie planowałam… 
A to sklep, do którego szliśmy godzinę, okazuje się zamknięty 15 minut przed czasem (STANDARD – radzę uważać na wszelkie godziny otwarcia i zamknięcia na Malcie!).

Powiecie, że przecież skazanie się dobrowolnie na samotne radzenie sobie z kłopotami jest WADĄ, 
a nie czymś pozytywnym! Ja się z tym nie zgadzam. 
Właśnie STAWIANIE CZOŁA WYZWANIOM i NAUKA PRZETRWANIA 
to jedne z ważniejszych zalet wypraw w pojedynkę. Po takiej „szkole życia” nic nie jest w stanie nas złamać. Coraz mniej odczuwamy strach przed „nowym”. Nie lękamy się kolejnych wypraw i łatwiej wykonać następny krok. 

Niby najlepiej uczyć się wyciągając wnioski z błędów innych ludzi, ale ja osobiście najskuteczniej zapamiętuję i nie popełniam zwykle ponownie „własnych gaf”. Nie macie pojęcia, ile rzeczy nauczyłam się załatwiać tylko przez te 5 tygodni w obcym miejscu i nowym środowisku.
CZŁEK MUSI – TO SOBIE RADZI. PROSTE!
I śmieszy mnie, kiedy piszecie, że JA SOBIE DAJĘ RADĘ, bo jestem taka i owaka - że niby znam trochę język i że już podróżowałam samolotem. BZDURA! Jestem najmniej ogarniętą kobitką pod słońcem. Orientacja w terenie bez mapy – ZERO. Język – kalectwo nie z tej ziemi.  A mimo to – żyję, oddycham, uśmiecham się i sobie radzę. Jako tako. Nie narzekam, bo nie mam powodu.
Skoro JA sobie radzę, to każdy może. KAŻDY! 
Spróbujcie, ale tylko wtedy, gdy naprawdę tego pragniecie.
NIE DLATEGO, ŻE FAJNIE BĘDZIE POCHWALIĆ SIĘ PRZED ZNAJOMYMI.
NIE DLATEGO, ŻE MIŁO PRZYJECHAĆ Z OPALENIZNĄ I ZDJĘCIAMI NA "FEJSA".
PODRÓŻUJCIE, JEŚLI NAPRAWDĘ „CIĄGNIE” WAS, BY ODKRYWAĆ ŚWIAT.
Jeeeeej, jak mnie „ciągnie do świata”… nie macie pojęcia! 
Jest taki duży, a życie takie krótkie. 
Ja już i tak za dużo czasu zmarnowałam. Teraz – nie mogę tracić ani chwili.
________________________________
Wczoraj pisałam o ambitnym planie Blue Lagoon. Wszystko zmieniło się pod wpływem wieczornych wydarzeń.
1. Otrzymałam od „szefa” mój pierwszy czek z wypłatą!
2. Dowiedziałam się, że dziś na ten sam rejs zapisała się spora grupa ludzi z hotelu, z którą absolutnie nie chciałam płynąć! Cała wyprawa popsuta?! Nie ma mowy! Nie dziś, to w następnym tygodniu, byle w spokoju i „nieznanym” towarzystwie.

Szybka zmiana planów. Do niedawna – nie do zaakceptowania przeze mnie. Dziś – cieszę się z każdej niespodzianki. „Odwróciłam” ją tak, by była miła. Znalazłam informację w internecie, że bank, w którym mogę zrealizować czek (BANK LOMBARD) ma kilka oddziałów. Pomyślałam, że „za jednym zamachem” odwiedzę kuzynkę w jej nowej pracy, pozwiedzam Sliemę i pojadę po kasę do banku.

Przed snem zaplanowałam podróż. Strona internetowa banku Lombard – oddziały i placówki. Okazało się, że akurat placówka w Sliemie na ulicy Graham jest remontowana. Informacja w sieci mówiła, żeby kierować się do zastępczej placówki banku na Tower Road 225. Godziny otwarcia od 8:30-13:00. Super. Pojadę rano, będę koło południa.

Priorytet – najpierw bank, póki mi nie zamkną drzwi przed nosem i nic nie załatwię. 
Następnie zwiedzanie i cudne zdjęcia. Potem lecę odwiedzić kuzynkę w pracy, bo napisała, że ma zmianę do 20:30. 
Poczytałam o zabytkach Sliemy w przewodniku. Nastawiłam budzik i poszłam spać.



The Point - tam zajrzę do kuzynki :-)
Rano. Mimo budzika, postanowiłam odpocząć w łóżku dodatkową godzinkę, bo jestem ostatnio przemęczona. Praca za barem to nie bajka, a praca w 40-stopniowym upale za barem… to dopiero wysysacz energii witalnej. Co zrobić – pilnować tylko, by spać wystarczająco długo i dbać o swoje ciało. Muszę szanować swój organizm i wybaczać mu, że czasem jest mniej wytrzymały. Zmęczenie przecież też może się kumulować. Od kiedy zrozumiałam, że „nie jestem ze stali”, to funkcjonuję lepiej – jestem dla siebie wyrozumiała. Jestem dla siebie – przyjacielem.

Podróż do Sliemy przebiegła pomyślnie. Z przyjemnością dość szybko śmignęłam z Bugibba (czytaj: budżiba) klimatyzowanym autobusem „222” (jak mówią tutaj: „tututu” –„dwadwadwa”).

Wysiadłam na czuja (trochę wspierając się mapą komunikacji miejskiej) i w 4 minuty byłam pod placówką banku. 








Muszę przyznać – cała przyjemność po mojej stronie! Taaaaaka placówka, że aż przyjemnie wejść. Powód wizyty – też niczego sobie. Nawet drzwi były specjalnie otwierane przez ochroniarza, a nie tam, że sobie ktokolwiek z ulicy wejdzie. 
Ważny klient „Barbra” nadchodzi – a co!
Oczy mi się zaświeciły, kiedy to przystojny pracownik w garniturku wypłacał moją dolę. Szybko, sprawnie, konkretnie. Potrzebowałam tylko dowodu osobistego. Podpisałam czek na odwrocie wraz z podaniem numeru mojego ID (czyli numeru dowodu osobistego) i tyle. 
:-D Kasa do łapki = życie piękniejsze. :-)
NO TO PORA ZASZALEĆ  B-) !

Przepraszam, ale wpis nie będzie dziś długi na blogu, bo padam ze zmęczenia. Dzisiejszy skwar mnie nieco usypia. Może to i lepiej, bo każdy z nas woli oglądać zdjęcia, niżeli czytać moją plątaninę. NO TO ZAPRASZAM DO NOWEGO ŚWIATA.
Przed Państwem – SLIEMA okiem obiektywu CROPSONA część I (część druga JUŻ JUTRO! :-) - podział jak zwykle wynika z możliwości "złapania internetu" i nadmiaru cudownych fotografii :










Gościu. Siądź pod mym liściem... a odpocznij sobie...

...DOPADNIE CIĘ TU SŁOŃCE - przyrzekam ja tobie :-P :-)












Ta ławeczka wyglądała tak zachęcająco (mimo parzyła mnie w tyłek :-P), że nie odmówiłam sobie chwili relaksu i zjedzenia jabłuszka porwanego z kolacji :-)

To tylko przedsmak cudownych widoków ze Sliemy :-) Jutro dalsza część przygód z wolnego dnia (16.07.2015r.) na Malcie.

Jutrzejsza II część - z przymrużeniem oka i obserwacjami oraz ciekawostkami. Będzie coś specjalnie dla Panów i dla Pań... ;-D ;-P co by nie tylko oko przymrużyć, ale też "zawiesić".
Apetyt zaostrzony? I tak miało być.

TO BE CONTINUED... 

Do jutra! Uciekam wypocząć przed jutrzejszą zmianą od 9-18. 


Brak komentarzy :

Prześlij komentarz