Dzień 34. - sobota w pracy na Malcie, ale...jutro OFF :-)

Jak obiecałam, tak obietnicy dotrzymuje i raczę dziś ostatnią porcją zdjęć i filmów z klimatycznej Sliemy, którą niespodziewanie przyszło mi pozwiedzać 16. lipca w dniu wolnym od pracy.

Pokazywałam Wam piękny park-ogród z placem zabaw.
Na zdjęciu - te dziwne "chmurki" koło bloku to... FAJERWERKI. Tak, tak... w południe... Mówiłam, że Malta ma bzika na tym punkcie. Huku było co nie miara. Fakt - ładnie błyszczały, ale jakoś w samo południe i bez okazji wygląda to dość dziwnie... :-) No nic - w każdym bądź razie, załapałam się na pokaz sztucznych ogni w Sliemie, ha!

Spotkałam tam oczywiście (kogóż by innego :-P) - Polki. Nie rozmawiałam jednak z nimi (pochłonięta robieniem zdjęć i obserwacją), a tylko przysłuchiwałam się pogawędkom. Mówiły cały czas o pracy (chyba w branży informatycznej), więc... NUDY.

Powędrowałam dalej. Zapytałam w napotkanym kiosku i baro-restauracji, jak dojść do centrum handlowego, gdzie pracuje moja kuzynka. Oczywiście zawsze otrzymuję grzeczną i wyczerpującą odpowiedź (ludzie są tu kochani i pomocni!) - tak też było tym razem.
Lokalne piwo. Nie pytajcie, czy dobre, bo nie wiem. ludzie piją, to chyba ujdzie :-)

Postanowiłam - zamiast wozić tyłek - przespacerować się przez całą Sliemę. Zatopić się w uliczki. Zajrzeć w każdy kąt - jak to ja. Poczuć klimacik Sliemy.




Sklepów  Sliemie - co nie miara! Kupicie tu wszystko.

Kościół Dominikanów. Oczywiście zamknięty :-( buuuu

Ale nikt nie broni podziwiać z zewnątrz <3



Ależ widoki. Jeśli ktoś lubi, tak jak ja, przyglądać się statkom, łodziom i innym pojazdom wodnym, to mam coś w sam raz :-)














Co to takiego passegiata? :-)
Już wyjaśniam.
Co prawda, mój spacerek nie odbył się nocą, ale zaliczam go do udanych :-)






Ufff... jestem na miejscu. Jeszcze tylko wejść po schodach, bo to, co widzicie, to wjazd na parking podziemny.

Po drodze przypadkowo trafiłam jeszcze do miejsca zakochanych.

Tak... to są kłódki zaczepione przez "zakochane pary"...



"fulromantiko" :-)



Przed wejściem do centrum - placyk i restauracja zse stolikami na dworze:-)


Wejście po lewej :-D
 Centrum handlowe nie różni się od naszego i każdego innego... Może tylko... wielkością :-) Sprawiło wrażenie OLBRZYMIEGO.



Sklepy są również ogromniaste. Dotarłam bez trudu do tych, które chciałam odwiedzić. Spotkałam kuzynkę, którą wywołała dla mnie Pani w kasie :-) Nie pogadałyśmy za długo, bo przecież wiadomo - Kuzynka była w pracy :-)

Cieszę się, że udało mi się kupić mój ulubiony płyn do demakijażu Garniera nieco taniej niż w Bugibba (choć i tak zdzierstwo totalne!). Ale co tam, wypłata jest - jakoś wyżyję :-P :-)

TO BE CONTINUED...
JUTRO WOLNEEEEEEE :-D B-)

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz