Piąty tydzień chyli się ku końcowi. 35 dni na Malcie za mną :-)

Upragnione. Wymarzone. Wyczekiwane. WOLNE! Powiem szczerze, upał lubię, ale energii pochłania tyle samo (albo i więcej) co ciężka praca. W tym tygodniu, który właśnie z przyjemnością żegnam – wszystko się skumulowało. I praca, i upał. 

Wieczorem po robocie – padałam ze zmęczenia „jak betka”. Ile bym nie spała – nie wystarczało, by funkcjonować na pełnych obrotach i tryskać energią jak dotychczas. Trochę przeraża wszystkich tutaj perspektywa następnego tygodnia, bowiem temperatura ma jeszcze podskoczyć o kilka stopni… Może być ciężko. Szczególnie dla mnie!

Czemu?

Grafik w pracy na przyszły tydzień nie wygląda różowo. Zostałam rzucona na głębszą wodę i (jak zwykle) nie mam nic do gadania. Mogę sobie co najwyżej popisać i wyżalić na blogu – ot, tyle mojego pracowniczego strajku. 

Codziennie będę biegła do innego hotelu naszej sieci w Bugibba [BTH] (czytaj: bi-ti-ejdż) jakieś 20 minut drogi stąd (gdzie mieszkam) i serwowała tam gościom picie do lunchu od 13-15, a następnie od 18-20:30. Zaś od 21-24 podaję drinki kończąc tym samym pracę już w moim barze przy basenie.
Po kolei. W praktyce godziny pracy są inne – mówiąc krótko: ROBIĘ CAŁE DNIE.
A to basen w BTH :-)

Wstęp nie tylko dla hotelowych gości - 5 EURO.


Przepraszam za jakość - to też z BTH - obiecuję porobić więcej zdjęć wszystkich trzech hoteli, w których pracuję :-)

Skoro serwuję w BTH od 13, to muszę wyjść najpóźniej o 12, by dojść i wszystko przygotować (najpewniej ogarnąć syf po innych pracownikach, którzy nie sprzątają lub robią to „po łebkach”). Obiad kończy się o 15, zatem po nim należy posprzątać i przygotować najlepiej wszystko do serwowania podczas „obiado-kolacji”. Wracać do swojego hotelu? Oto jest pytanie. Może po prostu wziąć ze sobą laptopa, książkę i nie tracić czasu na kursy?  Nie wiem, muszę przetestować obie opcje. Wędrówka w czarnych spodniach i butach 3-4 razy przez miasto jakoś nie bardzo ma sens.
Jeśli po lunchu wrócę do hotelu, to o 17:20 ponownie muszę wyruszyć do BTH… Po obiado-kolacji o 20:30 mam pół godziny na posprzątanie wszystkiego (z umyciem kieliszków itp.) i bieg na 21 do mojego hotelu, by tam (jak już tłumaczyłam) serwować drinki do północy. Rzeźnia. Calutki tydzień.
I niby taki grafik ma mi popsuć humor? No way! Nigdy. 

Wdrażamy procedurę antykryzysową. 

Wymieńmy plusy:
1.Największe sprzątanie czeka mnie pierwszego dnia i po dniach wolnych od pracy, a tak to będę miała tak czysto, jak sama sobie przygotuję.
2.Dowiem się, gdzie co jest od znanych mi kolegów, którzy tam pracuję (dziś wieczorem się tam wybiorę i wypytam o wszystko, będę spokojniejsza).
3.Nie będę musiała tutaj sprzątać po kimś, kto tego nie raczy porządnie zrobić (jeśli byłaby taka sytuacja).
4.Wolę chodzić, niż siedzieć na tyłku – będę sobie zatem robić spacerki różnymi uliczkami, by poznać dobrze okolicę (i poruszać się bez mapki).
5.W tamtym hotelu jest ponoć mniej gości i nie ma takiej ciężkiej roboty (zobaczymy).
6.Na ten tydzień w „moim” hotelu ponoć jest mnóstwo rezerwacji i będzie tłoczno, a tym samym reszta pracowników za barem będzie miała ciężko. Ma być meeeeega dużo gości – się okaże…
7.Tydzień z numerem VI powinien szybko zlecieć, co mnie zaczyna cieszyć. Nie będę ściemniać – tęsknię coraz mocniej. Brakuje mi Domku i Rodziny, Znajomych.  Lekko nie jest, gdy pomyślę, ile jeszcze przede mną wyzwań i chwil bez możliwości przytulenia się do bliskich. Zaciskam zęby, rzucam w kąt kalendarz i staram się wykorzystać mimo wszystko każdy dzień. Wtedy cieszy nawet krótki spacerek do sklepu czy moment relaksu na ławeczce na promenadzie. Staram się rozpieszczać moją skórę słońcem i wtedy – od razu lepiej. Słońce = energia = uśmiech.
8.W BTH jest ponoć "lepszy internet". Z chęcią to wykorzystam i wreszcie w "ludzkich" warunkach "poskejpuję z rodzicami.
Po powrocie do Polski mam wiele planów. Jednym malutkim z nich jest napisanie szczegółowej i wyczerpującej recenzji z wyjazdu na Maltę oczami praktykantki z ramienia agencji, za sprawą której tu jestem. Kiedy zastanawiałam się i szukałam różnych opcji wyjazdu do wakacyjnej pracy za granicą, znalazłam polską firmę i oczywiście szukałam szczegółowych informacji o niej oraz opinii byłych praktykantów. Sprawdziłam jedynie samą agencję (aspekty prawne, gospodarcze i organizacyjne), przefiltrowałam jej pracowników (Facebook i Google to skarbnica informacji – ludzie nie mają pojęcia, ile prywatnych informacji udostępniają obcym w internecie). Wrażenia byłych praktykantów znalazłam jedynie na stronie internetowej agencji („poucinane strzępki opinii”, oczywiście tylko pozytywnych, więc niewiarygodnych), ale uspokoiły mnie na tyle, by zaryzykować i wyruszyć na Maltę. Nie żałuję. Szczerze! Skoro jednak nie ma w internecie żadnej „recenzji” z pobytu, która uwzględnia aspekty organizacyjne takich praktyk i pomoc, którą oferuje agencja, to Basia to pięknie opisze. Zaraz po powrocie siadam do kompa i obiecuję długą relację, którą będę rozpowszechniać, gdzie tylko się da. 

Na dziś ambitnie planuję zrobić ogromne pranie. Podejdę do BTH, by zorientować się przed jutrem "co, jak i gdzie", by bez stresu jutro podjąć nowe wyzwanie. Najważniejsze to zlokalizować "magazyn" z potrzebnymi "zapasami" (czytaj m.in. beczkami z piwem).  Oczywiście nie odmówię sobie przyjemności plażowania i... albo spacer ze zwiedzaniem całej Bugibba, albo jadę na kolejną piękną plażę z lustrzanką + zwiedzanie okolicy. Gdzie mnie poniesie? Nie wiem. Ruszam po śniadaniu :-)



 Na koniec jeszcze pozrzędzę.

Można być miłym gościem, który potrafi wyrzucić kubek po piciu do jednego z 4 koszy na śmieci oddalonych o jakieś 4-5 metrów od siebie?
Można nie przyłazić do Basi o godzinie 17:58 po 6 piw, 8 coli i 4 lody na dwie minuty przed zamknięciem, kiedy to mam już wszystko pomyte, wyczyszczone, posprzątane…?
WIDAĆ – nie można! Jak mnie to wkurza – nie macie pojęcia! All inclusive = muszę się napić i najeść na umór! Zamykają o 18:00, więc wezmę na zapas wszystko! To właśnie tok rozumowania NIEKTÓRYCH. Wielu ludzi tak robi – większość. Pozostawiając po sobie CHLEW (inaczej nie ujmę, a to i tak delikatne określenie). Przykre, ale… co poradzić. Nie mam wpływu – nic nie zmienię.
Cieszę się tylko, że spotykam też (rzadko, bo rzadko) ludzi kulturalnych, miłych, szanujących naszą pracę ludzi. Tacy goście to perełki, który wybijają się ponad buracką przeciętność. Obym trafiała na takie skarby jak najczęściej – kolekcjonując je w pamięci jeszcze przez …. pobytu na Malcie.

TO BE CONTINUED…


Dziś niedziela. Może się uda złapać jakąś mszę, albo chociaż pomodlić w spokoju :-)

Do boju!