66. dzień na Malcie - na swoim miejscu

Pozostało mi 26 dni. Dziś serwuję w Santa Marii po ciężkim dniu w San Anton.
Spacerek po ciężkiej zmianie pozwala się odstresować. Zawsze idąc po okolicach Bugibby staram się podziwiać coś innego. A to architekturę, a to... AUTA. Uwielbiam szukać tu prawdziwych perełek :-) Na zdjęciu robionym telefonem - coś pięknego :-D
Mój wczorajszy plan (dotyczący poproszenia kolegi o odłożenie "strajku pracowniczego") nie wypalił do końca tak, jak chciałam. Kolega nie został ze mną do pomocy podczas kolacji, ale za to pomógł zrobić zaopatrzenie do Santa Marii, bym nie musiała błagać innych przez najbliższe dni o przyniesienie piwa czy Fanty. Pracowałam za to ponad 2,5 h dłużej, ale opłaciło się.
San Anton zamykam o 23:00, potem sprzątam i idę pomóc osobie w pubie Molly do północy. Wczoraj niestety klienci dali popalić barmanowi z Węgier, o którym pisałam, że jest "milusi". Podpadł gościom, którzy wezwali managera, a ten próbował załagodzić całą sytuację. Przez to zamieszanie musiałam sama serwować w pubie do 24:30 i zmęczona padłam do łóżka.

Dziś wcześnie wstałam, by złapać internet i napisać choć krótką notkę o tym, co u mnie. W Santa Marii znowu skończył się limit dostępu do Internetu i raczej nie ma co marzyć, by dokupili (koniec sezonu, brak kasy...). Stąd też, na recepcji w San Anton jest mnóstwo osób, którzy chcą się połączyć z internetem. Zrywa mi połączenie i kolejny post na blogu to prawdziwe wyzwanie.
Jeśli udaje mi się coś zamieścić, jestem szczęśliwa. O zdjęciach obecnie nie ma co marzyć.

Wspominałam, że mam grafik na kolejne tygodnie. Okazało się, że z Sylwią mamy dwa razy OFF-y w te same dni. Obiecałyśmy sobie, że raz - jedziemy razem na Blue Lagoon.

Kolejny dzień wolny wspólny z Sylwią wykorzystam tak, że ona udokumentuje moją lustrzanką lot nad wodą, który jednak wykupię w Bugibbie (ekonomiczniej, łatwiej i liczę na zniżkę, bo wczoraj rozmawiałam z organizatorem :-).

Lot za dwa tygodnie, a Blue Lagoon za tydzień.


Czuję się świetnie. Zapracowana - nie mam czasu tęsknić.

Kolejne autko :-D
Kolega w wolnej chwili uczy mnie angielskiego. Włoski też zaczyna mnie interesować, od kiedy nauczyłam się włoskich słów potrzebnych mi do serwowania w barze (Włosi po angielsku to niekoniecznie cokolwiek rozumieją...).
Blue Lagoon - zdjęcie robione telefonem

Mam trochę przygód z dziwnymi gośćmi. Ludzie bywają naprawdę zabawni, ale też... nie do zniesienia. Jeden nastolatek (16 lat) zmienił sobie sam opaskę dziecięcą (pomarańczową) na "dorosłą" (niebieską) i żebrał o alkohol w barze. Kiedy nie chcieliśmy mu dać, to się denerwował. Zgłosiliśmy wszystko managerowi i wiecie, co zrobili rodzice tego podlotka? Przyszli nas wyśmiać, że to oni są rodzicami i że pozwalają na to, by pił. Stwierdzili, że to ich sprawa i mamy mu normalnie lać drinki z alkoholem - cokolwiek i ile zapragnie.
Ż A Ł O S N E.

Niech sobie żyją jednak, jak chcą.
Niech robią, co chcą. Ale... nie znoszę barku szacunku dla innych.
Jeśli już mają swój świat, to niechże pozwolą mieć odmienne przekonania innym ludziom.
Reszta należy do nich i mnie nie obchodzi.


TO BE CONTINUED...

:-)

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz